Od autora: Ojej, trochę czasu zleciało, od kiedy po raz ostatni tu zaglądałam, więc nie będę go teraz marnować na rozpisywanie się o takich banałach jak problemy ze zdrowiem i napięty grafik. Poniżej, drodzy czytelnicy możecie przeczytać prolog Teorii Uporządkowanych Marzeń. Zapraszam i chętnie wysłucham waszych opinii, zwłaszcza tych zawierających konstruktywną krytykę. ;)
__________*___________
Pewnego razu żył sobie Chłopiec. Jego rodzice byli bardzo bogatymi ludźmi, prowadzącymi interesy, które miał po nich przejąć. Kiedy będzie już duży i dojrzały, oczywiście.
Chłopiec jako mały szkrab bał się potworów spod łóżka, bo co wieczór krzyczały, jakby z podłogi jego pokoju na piętrze, tuż nad gabinetem Ojca. Dlatego rodzice wynajęli nianię, żeby go uspokoiła i otarła z delikatnych policzków łzy, które tak jak rzeka ucieka od swojego źródła, spływały strugami z dużych przestraszonych oczu.
Kiedy chłopiec był starszy, miał problemy w przyswajaniu wiedzy z matematyki, co bardzo go stresowało, bo uczono go, że jest lepszy od wszystkich, we wszystkim, oczywiście. Dlatego rodzice wynajęli prywatnego nauczyciela, żeby pomógł mu pokonać tą wstydliwą dla niego niedoskonałość. W końcu życie człowieka to podróż ku doskonałości, czyż nie?
Kiedy chłopiec urósł jeszcze, i to bardzo szybko - tak że trzeba było wymienić całą garderobę nie tylko w związku z nowym sezonem ale i jego wzrostem, z którego był dumny, - stał się pełen złości, która wylewała się z niego przez usta i ręce, jak woda wylewająca się z nieszczelnego naczynia. Dlatego rodzice wynajęli terapeutę ze świetnymi rekomendacjami, żeby nauczył go nad tą złością panować. Bo dziury w naczyniach trzeba przecież łatać, jeśli mają się w przyszłości do czegoś jeszcze nadawać, oczywiście.
Jakiś czas później chłopiec dorósł i nie był już chłopcem, - jak każde dziecko w wieku 17 lat, nie licząc Piotrusia Pana, który dalej co noc werbował porzuconych chłopców do swojej kompanii, - ale praktycznie mężczyzną. Ten dziwny stan, kiedy nie do końca wiemy, kim jesteśmy: dzieckiem, czy dorosłym przez wszystkich określany jest jako okres dojrzewania, w którym chodzi ponoć o to, żeby doszlifować wszystkie krawędzie naszej osobowości, a w ten sposób bryła, którą jesteśmy nabierze kształtów człowieka, którym mamy się stać.
Ale czy Chłopiec, o imieniu jednego z Aniołów, miał jeszcze do czego dorastać? Nie wiedział. Szczerze mówiąc nie on jeden nie wiedział. Jego rodzice, ponoć wszystko wiedzieli doskonale na każdy temat: Jak ma wyglądać idealna rodzina, jak ma się zarabiać pieniądze, jak wypowiadać w towarzystwie na tematy związane z polityką, ale nie wiedzieli jak poradzić sobie z nastolatkiem, który w niczym nie przypominał Chłopca, którego zaplanowali według wszystkich wskazówek. Dlatego nie radzili sobie z nim wcale, dali mu wolną rękę - największe marzenie siedemnastolatków.
A co stało się z nim później? Zagubił się i nikt, nawet On sam, nie wiedział gdzie podział się ten chłopiec. Podobno każdy potrzebuje mieć swojego Anioła Stróża, a zagubieni potrzebują go najbardziej.